Paulina i Andrzej zanim otworzyli swoją restaurację w Łodygowicach, ,mieli już jakieś doświadczenie w branży gastronomicznej – Andrzej zaczynał od budki z fastfoodem, potem prowadził swoją restaurację, aż wreszcie otworzył restauracje „Garnuszek” w Łodygowicach , przy przejeździe kolejowym. Początki działania „Garnuszka” były obiecujące, ale bardzo szybko goście nauczyli się przychodzić tylko na tani „obiad dnia”, a to jednak za mało, żeby „Garnuszek” naprawdę na siebie zarabiał, bo od godziny 16:00 lokal już świeci pustkami. Na kuchni gotuje mama Andrzeja, Irena, a z konieczności (brak pomocy kuchennej) pomaga jej jego żona Paulina. Pani Irena chciałaby gotować „jak w domu”, ale Andrzej wymusił na mamie wprowadzenie do karty fast food’ów. Ta zmiana wcale nie przyciągnęła głodnych gości. Wszyscy troje spędzają w restauracji nawet 12 godzin dziennie i to 7 dni w tygodniu! Niestety włożony czas i poświęcenie nie przyniósł poprawy sytuacji finansowej, za to fatalnie wpłynął na kondycję Pauliny, która stała się cieniem samej siebie, a do tego musiała zupełnie porzucić swój zawód i pasję, czyli fitness. Ponieważ wszyscy czuli się wypaleni, Andrzej postanowił zatrudnić młodego, rzutkiego menadżera. Szybko jednak okazało się, że nowy menadżer zanim zdążył cokolwiek zmienić, to naraził się mamie Andrzeja, która wcale tego nie ukrywa i ma żal do syna, że podejmuje tak fatalne decyzje. Załamany Andrzej napisał rozpaczliwy list do Magdy Gessler, która oczywiście nie odmówiła pomocy. Szkoda tylko, że na miejscu poczęstowano ją zimną, twardą golonką…