Różne były w historii pomysły na to, jak to się dzieje, że dzieci są podobne do rodziców. Pitagoras był przekonany, że istotne jest wyłącznie męskie nasienie. Miało ono krążyć po ciele i zbierać informacje do przekazania kolejnemu pokoleniu. W tej wizji brak było wyjaśnienia jak dziedziczone miałyby być cechy kobiece. Arystoteles nieco nadrobił to niedopatrzenie uważając, że nasienie jest informacją, a krew menstruacyjna budulcem nowego człowieka. Później przez stulecia wierzono, że w spermie są już gotowe miniaturowe człowieczki (nawet je "dostrzegano" pod mikroskopem), zwane homunkulusami. Trzeba było dopiero Gregora Mendla, Charlesa Darwina (który dostrzegł potrzebę możliwości pojawiania się zmienności między pokoleniami), trzeba było odkrycia DNA i zrozumienia, że to ono jest nośnikiem kodu, żebyśmy zrozumieli, jak działa dziedziczenie.