Kiedy komendant i Andżela z powodu grypy udają się do domu, na posterunku pozostaje tylko Czarek i Kasia. Tych również dopada choroba, ale szczęśliwie się składa, gdyż Arnie właśnie aresztował Rosolaka, który ukradł szczepionki przeciw grypie. Policjanci postanawiają się zaszczepić w nadziei, że to pomoże zwalczyć wirusa. Niestety czas mija, a żadne pozytywne efekty działania specyfiku nie nachodzą. Wręcz przeciwnie policjantom wszystko zaczyna się wydawać absurdalne, choć i przed zażyciem szczepionki takie było. Bo oto na posterunek przybywa mężczyzna z pralką automatyczną na wózku, w której rzekomo zabarykadował się jego syn. Czarek obiecuje wydostać chłopaka za godzinę. Niestety ani prośby, ani stanowcze rozkazy wyjścia nie pomagają. W międzyczasie zjawia się kobieta z mężem i prosi o radę, bowiem jej mężowi wydaje się, iż jest łososiem i tak też się zachowuje. Powraca właściciel pralki, ale ponieważ syn nadal tkwi w urządzeniu, Czarek każe mu przyjść z matką. Ponieważ jednak nie precyzuje czyją, mężczyzna przyprowadza swoją matkę oraz matkę syna. Tymczasem policjanci zaczynają mieć halucynacje: Kasia zamiast Czarka widzi skąpo odzianych, dobrze zbudowanych młodzieńców, Czarkowi zamiast Kasi ukazuje się duchowny, a zamiast Arniego - osioł, z kolei Arnie patrząc na przybyłą niedawno Agnieszkę widzi ubraną w skórę kobietę gotową na wszystko. Zaczynają też podejrzewać, że jest to efekt działania szczepionki, która okazuje się być skradziona ze szpitala psychiatrycznego. Nie wszystko jednak co wydawało się absurdalne, było wymysłem wyobraźni pracowników posterunku. Wpada Stępień i chwali się złowieniem 180-centymetrowego, gadającego łososia, a z pralki rzeczywiście wychodzi chłopak, na dodatek wyprany, gdyż urządzenie przypadkiem zostało w międzyczasie włączone.